We frytkach kryje się coś cudownie magicznego – są chrupiące, kruche, słone, pełne smaku i zwyczajnie przepyszne. Niestety specjaliści do spraw żywienia często każą nam trzymać się od nich z daleka, przez co niemal za każdym razem, gdy delektujemy się frytkami, czujemy ogromne poczucie winy, które psuje całą radość. Zdrowe czy nie, frytki 13 lipca obchodzą swoje międzynarodowe święto. Czas więc powiedzieć na ich temat kilka uczciwych słów pochwały.
Francuzi i Belgijczycy od dawna prowadzą dysputy dotyczące pochodzenia frytek, mimo to musimy tym drugim przyznać, że potrafią nadać przyjemności z ich jedzenia zupełnie nowy wymiar. Belgijskie smażalnie są rajem dla miłośników fast foodu, gdzie frytki serwuje się z dziesiątkami sosów i dodatków.
Ile krajów na świecie, tyle sposobów na podanie pokrojonych w słupki, smażonych ziemniaków – bywają zarówno samodzielnym daniem, jak i przystawką. Przykładowo Brytyjczycy nie wyobrażają sobie bez nich swojej klasycznej ryby w panierce, podczas gdy Hiszpanie podają je jako tapas. Wówczas nazywają się one „patatas fritas” albo „patatas bravas” i doskonale smakują zajadane przy ploteczkach i popijane kolejnymi kieliszkami wina. Kanadyjczycy dumni są ze swoich „poutine” (dziwna sprawa, ale wyraz ten wymawia się jak nazwisko prezydenta Rosji), czyli frytek polanych gęstym sosem i posypanych twarogiem. Podobnym daniem są chilijskie „chorrillana” – potężna porcja smażonych ziemniaków z mięsem i sadzonym jakiem zachęca do tego, by dzielić się nią z osobą, która zasługuje na dostęp do naszych frytek.
Jeśli istnieje choć jeden dzień w roku, gdy można cieszyć się frytkami bez wyrzutów sumienia, to jest to ich międzynarodowe święto, które przypada 13 lipca. Śmiało i z fantazją przygotujcie je tak, jak lubicie – z rybą albo bez, posypane serem, maczane w majonezie, obficie polane keczupem, jako dodatek do burgera albo same, jedynie smakowicie osolone. A nuż poczujecie ochotę, by kogoś nimi poczęstować?