Samochody elektryczne są naprawdę odjazdowe (!) i znacznie mniej szkodzą środowisku od tradycyjnych aut (przynajmniej po zakończeniu procesu produkcji) – to idealny wybór dla miłośników ekologii, w tym dla nas! Niestety wymagają dość częstego ładowania i nie da się nimi zajechać zbyt daleko… A przynajmmniej tak by się mogło wydawać!
Holender Wiebe Wakker niedawno odbył najdłuższą na świecie podróż samochodem elektrycznym, która zaczęła się w Holandii i zakończyła w Królewskim Ogrodzie Botanicznym w Sydney podczas parady 50 aut na prąd.
Jak przyznał 32-letni Wakker, rajd miał dowieść, że pojazdy elektryczne stanowią opłacalne narzędzie do walki z postępującymi zmianami klimatycznymi. Budżet na eskapadę pochodził w całości ze zbiórek publicznych lub wpłat sponsorów z każdego zakątka świata.
Wakker przejechał swoim volkswagenem golfem o nazwie „Niebieski bandyta” 33 kraje, a podróż trwała nieco ponad trzy lata. Niektórzy mogą stwierdzić, że to szmat czasu, ale trasa liczyła bagatela 95 tys. kilometrów! Co więcej, kierowca musiał trzykrotnie przeprawiać się między kontynentami (z czego najwięcej zajął odcinek z Indonezji do północnej Australii).
„Ludzie gratulują mi tego, że zdołałem zaprezentować możliwości samochodów elektrycznych, ale mnie bardziej cieszy pomoc, której udzielały mi osoby napotkane w trakcie podróży. Wow! To była niezła wycieczka!” – tak swoje osiągnięcie Wakker podsumował na Facebooku.
Dokładnie – niezła wycieczka!